29 lipca 2011

edit: i znów zapomniałam o tytule. -,-

 hi! <3

macie dwa zdjęcia z wystawy w Gdańsku, 10 VII 2011. zrobione przez Alicję. ;) 
na drugim już bez numerka, bo zgubiłam, no ale kto by się tym przejmował? c:




 i trochę różnych.

krótko, bo się spieszę. 


cześć! :*

28 lipca 2011

mecz.

cześć!

ja już po urodzinach Suchara. było świetnie, cóż więcej rzec. nie będę się rozpisywać, bo i tak większość nie będzie wiedzieć, kto jest kim i te sprawy.
kilka zdjęć z meczu w Gdańsku.

 jakiś facet. wygląda trochę jak Janusz, ale to NIE jest on. :>



  ehem. włosy jakiejś babki przede mną.


takie tam, z gwizdkiem. :*



do widzenia!

26 lipca 2011

no tak.




takie tam, z nudów. :p
dziękuję Noisette! już ona wie, za co. :*

strasznie dawno nie pisałam. połowa wakacji minęła, przeleciała mi przez palce. przez całe dziesięć żmudnych, pracowitych (ahahah) miesięcy czekałam, sądząc, że będą to jedne z najlepszych wakacji. a tu co? no właśnie nic! zaliczyłam tylko wypady na basen, spotkania z Eweliną, Kłysem i Sucharem, kilkudniowy wypad nad morze, wystawę psów z Corey, mecz siatkówki Polska - Rosja... mam nadzieję, że sierpień okaże się bardziej "zapchany". na razie w planach tylko tygodniowy wyjazd do Danii. do tego pewnie pobyt u rodziny i te sprawy. oby coś jeszcze.



cześć!

16 lipca 2011

konie.

Lora z dopiero co urodzoną Giverą (22 VII 2010). 
jaka ona była mała i chuda!
 kilka dni po narodzinach. patrzcie na te żeberka! =D a te szczudły... 
myślałam, że koniarze przesadzają, kiedy mówią o tych dłuuugich 
źrebięcych nogach. no ale sami widzicie.
 Givera zimą. 
(1) pożerająca wszelkie rośliny i (2) wariująca przy stogu.

(1) Lora i Givera, (2) moja tapeta :d i (3) Cerkaria. 
moje ulubione! <3 rozbraja mnie czupryna Givery! 
ogółem zimowa sierść koni jest świetna.

zdjęcia całkowicie nieładne, ale chciałam Wam przedstawić moje kobyłki i proces, jaki przeszła Givera od narodzin po zimę. niedługo wrzucę aktualne zdjęcia rocznej klaczki.

odnośnie koni, a dokładniej Cerkarii - Lory, ciągle ma coś z lewą przednią nogą. nikt nie wie, co to jest. być może nakostniak, być może ścięgno? kto wie... ma to od kilku miesięcy. 16 X 2010 na Hubertusie zaczęła kuleć po raz pierwszy. potem przestała, więc na nią wsiadłam. znów. zwykle kuleje po bieganiu, jakimś wysiłku dla nogi. niedawno był weterynarz i dał jakąś maść rozgrzewającą. codzienne masaże nogi rano i wieczór co pół godziny przez tydzień chyba  pomogły. teraz jedynie chodzi po pastwisku, pożerając niebotyczne ilości trawy, więc to żaden wysiłek. czy masaże pomogły? to się okaże, bo zamierzam ją wziąć na lonżę, wybiegać i poobserwować. mam nadzieję, że po takiej sesji nie będzie wykazywała oznak jakiegoś urazu. jeśli nie, pojedziemy w teren.  
oby!



adieu!

koty.

Nutella
nie ma to jak się położyć na nowej derce. nie wiem, jak ona tam weszła, ale jakoś się wcisnęła pod tę folię. Nutella uwielbia spędzać czas w wszelkiego rodzaju torbach, foliówkach, kartonach i tego rodzaju rzeczach.
mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że coś w tym jest, że białe koty preferują ciemne rzeczy na swoje legowisko... gdybyście widzieli niektóre moje czarne spodnie... po prostu szczerze nie polecam. no ale może tylko nasze koty są takie złośliwe. :>

Hasta La Vista
przepraszam za jakość większości zdjęć. robione były dawno i jeszcze nie opanowałam niektórych funkcji tego jakże skomplikowanego systemu, jakim dysponuje moja cyfrówka. ._.

15 lipca 2011

Atena

Atena
czy też Atena d'eyala Duchess.

taki puszysty zimowy grubasek.




tyle
co o niej? 
kotka, lat 4, wysterylizowana. wredna dla wszystkich prócz panci. c:
wybaczcie, że krótko.
adieu!

14 lipca 2011

Casillas.

 Casillas alias Cassie.


 ta pani była cudownym kotem. po urodzeniu najprawdopodobniej nie potrafiła ssać, więc niemalże umarła z głodu. trzeba było karmić ją z butelki co dwie godziny. przeżyła. później okazało się, że nie widzi na jedno oko. gdyby w nocy poświecić latarką i natrafić na Cassie, ujrzałoby się dwoje oczu wpatrujących się w Twoją osobę. jedno normalne - jak u zdrowego kota -, drugie zaś czerwone.
tydzień temu Cassie zginęła. jako że jest kaleką, na pewno niczego nie upoluje i nie obroni się przed jakimś zwierzęciem. na próżno było jej szukać - zniknęła.

to dołujące, co się dzieje w tym internetowym świecie. chcąc oddać "hołd" zmarłemu, stawia się dwa nawiasy i gwiazdkę, [*]. pozdrawiam więc wszystkich, którzy teraz będą mi wysyłać te nic nieznaczące "znicze". wsadźcie je sobie gdzieś, jeśli myślicie, że taką wiadomością pomożecie mi przeboleć stratę. a to przecież "tylko" kot. co, jakbym straciła bliskiego mi człowieka? obdarowalibyście mnie dwoma zniczami? wybaczcie, podziękuję uprzejmie.

tak więc do zobaczenia, Cassie.

13 lipca 2011

wysypisko.

no i tak. jakieś stare zdjęcie z lasu, zrobione na projekt nt. wysypisk śmieci. nie ma to jak dobry mazak! zaraz po zrobieniu owego zdjęcia stwierdziłam, że nie będzie się niebieski biedaczek marnował - z wielkim trudem ściągnęłam go z tej gałęzi (swoją drogą, ktoś miał bardzo oryginalny pomysł na ulokowanie go w takim miejscu) i włożyłam do kieszeni. dopiero po powrocie do domu miałam się dowiedzieć, że niestety błękitny jest wypruty z wszelkich uczuć (tudzież z wkładu), więc nic z nim nie zdziałam. a pokładałam w nim takie nadzieje!



i drugie zdjęcie ze śmieciowej sesji. kogo przedstawia, nie powiem. możecie zgadywać. zresztą, kto zna mnie osobiście, na pewno skojarzy.
zawsze chciałam mieć małpkę. marzyłam, że będzie się ze mną wygłupiać, rzucać bananami, stroić głupie miny, bić się po głowie. dostałam ją - na rok przed moim urodzeniem. fajna ta małpa, chociaż nie całkiem spełniła moje oczekiwania - niestety odkryłam zadziwiająco małe owłosienie na jej ciele i długie blond włosy! kciuki miała, jak to małpa, jednak też zadziwiające - w kolorze czerwieni, czasem różu. zastanawiało mnie bardzo, od czego zależy ich barwa. ale wracając do tematu... nie wisiała na drzewach, powstrzymywała się siłą woli od nadmiernego spożywania bananów i - co najistotniejsze - była moją siostrą.
no i samo się wydało. tak, to moja siostra. miło powitać i w tym momencie pożegnać.

adieu!

about me.

no cześć.



 co mam napisać? może coś o mnie? tak, to chyba będzie najodpowiedniejsze w pierwszym poście, przynajmniej moim skromnym zdaniem. jeżeli jednak nie, jestem gotowa edytować wszystko, co tu napisałam i napisać o słodziutkich, uroczych kwiatuszkach, lalkach Barbie, kucykach Pony i o czym tam tylko chcecie.
tak więc zwą mnie Wiktorią (może dlatego, że tak mam na imię?) czy też Wiktą. jeśliby wnioskować z wyżej zamieszczonego zdjęcia, liczę sobie lat więcej niż dziesięć. uwielbiam zwierzęta. swoją miłość do nich skrzętnie zapisuję w pikselach na mojej małej karcie pamięci. nie mam Bóg wie jakiego sprzętu, ale też nie pracuję z aparatem na kliszę. ot, mam zwykłą cyfrówkę. czasem uda się z niej wycisnąć jakieś pseudodobre zdjęcie, jednak częściej wychodzą same śmieci.
jestem właścicielką suki Border Collie o wdzięcznym imieniu Corey Perfecto Perro w wieku sześciu miesięcy, 4-letniej, wysterylizowanej kotki dachowca Ateny, a właściwie Ateny d'eyala Duchess oraz dwóch klaczy - 10-letniej gniadej Cerkarii i jej córki, rocznej skarogniadej Givery. w domu jest jeszcze kilka kotów, psów i żółw, więc może trafi się jakieś zdjęcie z ich udziałem.
co jeszcze? mądra muzyka, dobry film, ciekawa książka.

adieu!